Witold Marciszewski

              O związku filozofii z technologią informatyczną      

Gdyby tekst pod tym tytułem wysłać do publikacji pół wieku temu, autorowi
doradzonoby sanatorium, żeby tam podreperował równowagę umysłową. Ale i dziś
sporo filozofów w Polsce byłoby skłonnych zgodzić się z taką diagnozą;
wyznają bowiem doktrynę o "splendid isolation" filozofii. która nie powinna
wdawać się w związki z jakąkolwiek z nauk szczegółowych ani z prozaiczną
technologią.

Datuję to "gdyby" na czas przed pół wiekiem, bo gdy zaczynałem swój żywot
filozoficzny, moi nauczyciele filozofii postulowali taką dumną niezależność
filozofii. Zrazu im wierzyłem. Impulsem do innego myślenia stał się traktat
filozoficzny Lema o tajnikach procesu stwórczego, pod tytułem "Summa
Technologiae", w sensie technologii informatycznej.

W tym samym okresie zaszło doniosłe filozoficznie zdarzenie w świecie
technologii. Wynalazca obwodów scalonych i szef Intela (słynnego producenta
procesorów) Gordon Moore sformułował w 1958 prawo oparte na obserwacjach
technicznych i ekonomicznych, które dziś nazywamy prawem Moore'a.

Oto jego treść: wielkość tranzystorów zmniejsza się w sposób wykładniczy: co
roku dwa razy więcej tranzystorów mieści się na takiej samej płytce
procesora, co podwaja moc obliczeniową (przy tej samej cenie). Jest to więc
wzrost wykładniczy.

Waga filozoficzna tego prawa ujawnia się w jego rozszerzeniach. Ugólnienie
obejmujące nie tylko komputery cyfrowe lecz wszelkie urządzenia
obliczeniowe, w okresie 1900-2000, dał Ray Kurzweiler. Zauważył on nawet
przyspieszenie przyspieszenia: na początku wieku podwajanie następowało co
trzy lata, w 1950-1970 co dwa, obecnie co półtora roku. Świadczy to, że
rozwój wykładniczy jest wpisany w technologię informatyczną. Wprawdzie
możliwości wzrostu mocy obliczeniowej drogą miniaturyzacji kostek krzemu są
ograniczone fizycznie, co prowadziłoby do załamania wzrostu wykładniczego.
Ale jesteśmy u progu nowych technologii, nieporównanie efektywniejszych,
przy których zanikną bariery wzrostu. Przyjdą komputery optyczne,
krystaliczne, pracujące na DNA, wreszcie kwantowe (których moc obliczeniowa
przekracza najśmielszą wyobraźnię). Równolegle z inżynierią sprzętu rozwija
się inżynieria opogramowania: mamy coraz potężniejsze algorytmy, które z
tego samego sprzętu potrafią wydobyć więcej niż dotychczas.

Oto kolejne uogólnienie, też dotyczące informacji, ale w aspekcie jej
zasobów nie zaś jej przetwarzania, W okolicach roku 1960 historyk nauki
Derek J. de Sollo Price zauważył, że wzrost informacji produkowanej przez
uczonych tworzy krzywą wykładniczą. Np. poczynając od roku 1750 liczba
periodyków naukowych w świecie wzrastała dziesięciokrotnie w ciągu każdego
półwiecza. W USA wszelkie wskaźniki liczbowe stanu nauki podwajają się co
dziesięć lat. Autor i jego szkoła byli tak zaniepokojeni, że mówiono o
bombie I(informacyjnej), wydawało się bowiem pewne, że niebawem żaden
specjalista nie będzie sobie radził ze znajdowaniem w takiej masie ważnych
dla jego badań informacji. Od paru jednak lat korzystamy z niewyobrażalnie
efektywnych narzędzi wyszukiwania i przesyłania informacji; wygląda na to,
że saperzy od mocy obliczeniowych rozładowali bombę I. Skoro nie grozi
zadławienie się wiedzą naukową, może ona bezpiecznie wzrastać nadal w tempie
wykładniczym, co wraz z takimż wzrostem mocy obliczeniowych prowadzi do
zaskakującej konkluzji: nie ma dla ludzkości problemów nierozwiązywalnych,
ani w sferze inżynierii kosmicznej, ani biologicznej ani społecznej.

Oczywiście, są problemy nierozstrzygalne w matematyce. o czym mówią wyniki
Gödla i in. Znaczy to jednak tyle, że każdy program (algorytm) napotyka na
problemy dla niego nierozstrzygalne. Nie znaczy natomiast, że człowiek nie
potrafi stworzyć w takiej sytuacji odpowiednio mocniejszego programu.
Wiekowe doświadczenia każą nam wierzyć w nieograniczoną wręcz inwencję
ludzkiego umysłu.

I tu się zaczyna morał filozoficzny. Nawiązując do zdania Teilharda de
Chardin, że największym dotąd wydarzeniem w dziejach ewolucji jest jej
odkrycie przez ludzki umysł, dodajmy: kolejnym, jeszcze większym, będzie
przejęcie przez człowieka steru ewolucji, zarówno własnej jak i kosmosu. Że
to zbyt śmiałe? Owszem, ale tylko wtedy, gdy ignorujemy fakt
nieograniczonego wzrostu mocy obliczeniowych i wiedzy naukowej. Obejmijmy
jedno i drugie mianem "potencjał informatyczny", a wtedy wyrazimy nasz
morał, jak następuje: w odpowiednio długim czasie każdy problem inżynieryjny
ewolucji zostanie przez cywilizację rozwiązany dzięki wykładniczemu
przybywaniu bez końca potencjału informatycznego.

Jest to teza ogólna, dotycząca wszelkiej cywilizacji. Ma ona status tezy
filozoficznej, która jest silnie zakorzeniona w informatyce, ale musi też
być u jej podstaw wizja filozoficzna. Wizji tej może ktoś nie podzielać i
wtedy jest miejsce na dyskusję. W odróżnieniu jednak od innych dyskusji
filozoficznych ta miałaby znaczące wsparcie ze strony logiki z informatyką,
fizyki, biologii, teorii mnogości (tj. teorii zbiorów nieskończonych).
Teoria mnogości jest niezbędna, jeśli przypisać światu złożoność
nieskończoną (jak w pewnych interpretacjach teorii kwantów), która
wymagałaby do sterowania ewolucją stwórczej mocy obliczeniowej w rozmiarze
nieskończonym.

Ten ostatni wariant przeprowadza nas od technologii ewolucji ku sferze
teologii naturalnej. Tu już nikt nie zaprzeczy, że problem jest
filozoficzny, choć dotychczasowym filozofom raczej nie jawił się w tej
postaci. Mamy więc do czynienia z wymienionym w tytule związkiem filozofii z
technologią informatyczną w zagadnieniu mocy stwórczych.

Są też inne związki, niektóre bardzo ważne dla etyki związanej z biologią.
Wspomnę o jednym, z etyki społecznej. Wzrost mocy obliczeniowych obniża ceny
produktów, np. maleją one w wyniku automatyzacji produkcji. Jest to wbrew
marksistowskiej teorii ceny jako zależnej od wkładu pracy. Tym zaś wkładem
uzasadniali marksiści moralne prawo robotników do całości zysków, odmawiając
go tym, co podnoszą produktywność przez rozwiązania intelektualne (tj. w
szerokim sensie obliczeniowe) zmniejszające zapotrzebowanie na pracę
fizyczną.

Czy idąc tym kursem, wyznaczonym przez wykładniczy wzrost potencjału
informatycznego, cywilizacja zaskoczy polskich filozofów kształtem, o jakim
się im nie śniło? Ci, którym coś się na ten temat śni, których uwagę przyciąga
misterium kreowania światów przez moce obliczeniowe, nie pojawili się w
Polsce, jak dotąd, tłumnie. Pozwalam sobie jednak wyrazić przewidywanie, że
będzie ich przybywać, kiedyś zapewne w tempie wykładniczym.





Do początku strony